swiat koni - Milosc i sztuczna inseminacja - Stadnina Pegaz

OK
Przejdź do treści

Menu główne:

13.12.2019
MIŁOŚĆ I SZTUCZNA  INSEMINACJA


Minęło już przeszło dwadzieścia lat, odkąd pewnego wiosennego popołudnia odpoczywałem w ogrodzie przy akompaniamencie brzęczenia owadów. Patrzyłem, jak przelatują one z jednego kwiatu na drugi aby wyssać kroplę nektaru i przenoszą przy tym nieświadomie ziarenka pyłku, które następnie osiadają na słupku i zapładniają go, dając w ten sposób życie nowej roślinie. I w tej właśnie chwili doręczono mi telegram. Przychodził z Anglii.
Proponowano mi dokonanie sztucznej inseminacji jednej z moich klaczy, której mimo wielu prób nie udawało się zaźrebić. Dziwna zbieżność spowodowała, że oczyma wyobraźni ujrzałem w miejsce owada, który ssąc nektar przenosił ziarenka pyłku, angielskiego specjalistę, który za wysokim wynagrodzeniem przenosił plemniki od ogiera do mojej klaczy. Nic nowego... zwyczajne naśladowanie sposobu rozmnażania się roślin, dokładnie przestudiowane i przeniesione na zwierzęta.

I w tym właśnie momencie doszedłem do następującego wniosku:
Sztuczna inseminacja nie jest odkryciem, jak np. szczepionka przeciw wściekliźnie, lecz jedynie przystosowaniem dla potrzeb zwierząt wyższych jak ssaki, techniki rozmnażania pomyślanej przez naturę dla istnień niższego rzędu jak rośliny.
I właśnie od tej chwili zacząłem dokładniej zajmować się tym zagadnieniem, badając je na przykładzie konia pełnej krwi angielskiej, moim zdaniem najbardziej odpowiedniego zwierzęcia do tego typu badań.
Jednak w ciągu dwudziestu lat moich studiów udało mi się dojść do dwóch tylko zasadniczych wniosków, a mianowicie:

1. Konie pełnej krwi angielskiej, które przychodzą na świat dzięki sztucznej inseminacji, zewnętrznie nie różnią się niczym od koni narodzonych ze zwykłej stanówki. Odziedziczają one cechy rodziców wedle praw Mendla i z reguły są zwierzętami dobrze rozwiniętymi i poprawnymi pokrojowo.

2. W ciągu ostatnich dwudziestu lat ani jeden koń narodzony dzięki sztucznej inseminacji nie zdołał zwyciężyć w żadnej poważniejszej gonitwie w żadnym kraju świata, mimo iż konie te są to z reguły potomkowie wybitnych reproduktorów. Gdyby choć jeden z takich koni odniósł zwycięstwo w ważnym wyścigu, zwolennicy sztucznej inseminacji ogłosiliby to z wielkim hałasem całemu światu.
A tymczasem absolutna cisza.

Te dwa wnioski, dokładnie sprawdzone i na pozór nielogiczne, stały się punktem wyjściowym do dalszych rozważań mających na celu wyjaśnienie, jaka jest praktyczna różnica pomiędzy sztucznym a naturalnym unasienianiem i jakie jest naukowe wytłumaczenie tej różnicy.
Spróbujcie teraz nadążyć za moim tokiem rozumowania.

Utarło się mówić, i jest to moim zdaniem nie pozbawione słuszności, że konie pełnej krwi poruszają się dzięki swym nogom, galopują, dzięki swym płucom, znoszą obciążenia treningowe i wyścigowe dzięki swemu sercu, a zwyciężają dzięki swemu mózgowi, albo lepiej dzięki energii systemu nerwowego.
Żeby zasłużyć na miano klasowego, koń musi umieć ruszać momentalnie z ogromną szybkością, tak, aby dżokej mógł uplasować się w stawce na pozycji, którą uzna za najkorzystniejszą.

Przyjrzyjmy się teraz przykładowemu startowi. Konie stoją równo na linii startowej.
W momencie podniesienia lin start-maszyny jest zawsze jeden koń, który rusza szybciej niż pozostałe. Co to za koń? Jest to koń, którego system nerwowy przenosi szybciej rozkaz ruszenia miejsca z mózgu do mięśni. Czas, który upływa pomiędzy wysłaniem impulsu przez mózg, a rozpoczęciem działania przez mięśnie, Legrange nazywa „okresem inkubacji”. Jeśli owa „energia nerwowa”, którą dysponuje koń, wyczerpuje się szybko, to mówimy, że koń „nie trzyma dystansu”, i odwrotnie.

Zobaczmy teraz, co się dzieje na finiszu.
Może się zdarzyć, że jeden koń mija celownik w pełni sił, podczas gdy pozostałe zostają daleko w tyle całkiem wyczerpane. Oznacza to, że pod tą wagą i na tym dystansie zwycięzca góruje znacznie nad resztą stawki, przede wszystkim pod względem potencjału nerwowego.
Może też się zdarzyć, że dwa konie w tym samym wieku i idące pod tą samą wagą, mijają celownik niemal łeb w łeb po desperackiej walce na ostatnich 50 metrach. Który z nich zwycięży? Ten, który ma większą wolę zwycięstwa.

Koń pełnej krwi aby być klasowym wyścigowcem i wybitnym reproduktorem, musi mieć szybkość na starcie i siłę na finiszu, to znaczy posiadać „serce do walki” i wiele energii nerwowej do zużycia. Niezmiernie trudno jest przewidzieć przyszłą karierę wyścigową młodego konia, jeszcze nie przyzwyczajonego do ciężaru siodła, opierając się jedynie na jego wyglądzie czy wymiarach.
Jednak już w tym okresie można zaobserwować dwie istotne dla klasy konia cechy: delikatność skóry, która wskazuje na dużą wrażliwość systemu nerwowego oraz głębię spojrzenia, gdyż także i w przypadku koni, oczy zwykło się uważać za „zwierciadło duszy”.
Nawet wyjątkowo urodziwe źrebię, jeśli ma grubą skórę i nic nie wyrażające spojrzenie, małe ma szanse na wyścigowe, a tym bardziej hodowlane sukcesy.
Na potwierdzenie tego, co przed chwilą powiedziałem, możemy odwołać się do eksperymentu Galvaniego.

Jeśli martwą żabę połączymy ze źródłem prądu o napięciu x, mięśnie żaby zaczną się poruszać.
Jeśli utrzymamy wciąż jednakową moc prądu, mięśnie zaczną poruszać się coraz wolniej, aż wreszcie się zatrzymają. Jeśli natomiast będziemy moc prądu zwiększać, mięśnie będą poruszać się dalej.

W przypadku stworzeń żyjących energia elektryczna może objawiać się jako siła woli. Nie tylko wśród zwierząt o podobnej budowie anatomicznej, lecz także wśród zwierząt całkowicie odmiennych, w walce zwykle zatryumfuje to zwierzę, które reprezentuje większą siłę woli.

Tak więc, jeśli uznamy ten wniosek za słuszny, i jednocześnie stwierdzimy, że konie pełnej krwi narodzone dzięki sztucznej inseminacji nigdy nie reprezentują wysokiej klasy wyścigowej, mimo iż pokrojowo są poprawne i będące potomstwem wybitnych rodziców, to musimy z kolei uznać, że drogą sztucznej inseminacji rodzice nie mogą przekazać potomstwu takiego zasobu energii nerwowej, jaki przekazują mu podczas tradycyjnej stanówki.

Oczywiście w kraju, gdzie byłyby tylko konie urodzone dzięki sztucznej inseminacji, z pewnością byłyby takie, które przewyższałyby klasą pozostałe, lecz nawet i te nie mogłyby konkurować z końmi poczętymi w tradycyjny sposób.
Jakie jest wytłumaczenie tego fenomenu? Dlaczego wszystkie cechy dziedziczą się normalnie poza tym jedynym wyjątkiem impulsu nerwowego, albo może lepiej siły woli?
Dlatego, że sztuczna inseminacja, ze swoim systemem polegającym na przenoszeniu przez płatnego pracownika zapładniającej komórki męskiej, nie jest niczym innym jak niezbyt udaną imitacją sposobu rozmnażania się roślin, kiedy to wiatr i owady przenoszą gratis ziarenka pyłku. Ten sposób rozmnażania należałoby może określić jako „niższego rzędu”, jako że dla rośliny przeniesienie zapasu energii zarodowej nie odgrywa zbytniej roli. Sztucznej inseminacji brakuje przede wszystkim atmosfery pożądania, zaspokojenia instynktu, który zdaje się dostarczać owej energii. Przecież tradycyjna stanówka nie jest czym innym jak zaspokojeniem popędu i natychmiastowym zużyciem zmagazynowanej w ciele siły witalnej. I może właśnie naładowana witalnymi/życiowymi falami bioelektrycznymi atmosfera jest tym czynnikiem, który w pewnych przypadkach warunkuje poczęcie osobnika przewyższającego klasą wszystkich swoich rówieśnikowi i wybitnego reproduktora.

Aby dać wam przykład takiego właśnie oddziaływania opowiem teraz pewną romantyczną historię, która wydarzyła się naprawdę.

Około roku 1880, pewien neapolitański arystokrata, cavaliere Ginistrelli, zdecydował się przenieść swoją stadninę koni pełnej krwi z Portici we Włoszech do Newmarket w Anglii w celu pokonania Anglików na ich własnym terenie.
Kawaler Ginistrelli był prawdziwym oryginałem o awangardowych poglądach. Niemal natychmiast odniósł duży sukces dzięki wyhodowanej przez siebie pięknej klaczy imieniem Signorina, która stała się wyścigową gwiazdą pierwszej wielkości, i która w wieku 5 lat, w roku 1892 została włączona do stadniny.
W międzyczasie dumny ze swej wychowanki Neapolitańczyk wybudował w Newmarket willę, w której nie dość, że sypialnia sąsiadowała z boksem przeznaczonym dla klaczy, ale jeszcze nad wezgłowiem łóżka znajdowało się okienko, które umożliwiało jej obserwację nawet w nocy.
Niestety mimo tych wszystkich zabiegów czas mijał, piękna Signorina powoli zaczynała się starzeć, i choć była kojarzona wyłącznie z najlepszymi reproduktorami tamtej epoki, żadne z jej potomstwa nie wykazało się prawdziwą klasą.

Wiosną roku 1904, kawaler Ginistrelli postanowił tym razem połączyć Signorinę z ogierem Isinglass, który w tych czasach uznany był za jednego z najlepszych reproduktorów, a cena za stanówkę nim wynosiła 300 gwinei.
Obydwa konie znajdowały się w Newmarket, lecz mieszkały po dwóch przeciwnych krańcach głównej ulicy, długiego i szerokiego deptaka, który oczywiście nosił nazwę High Street.
W okresie stanówek po tym deptaku każdego ranka oprowadzano w ręku długo i trzeciorzędne ogiery, prawie zawsze „bezrobotne”. Były one zwykle przykryte derkami z wyhaftowanym dużymi literami swoim imieniem, jakby w nadziei na spotkanie przygody.
Traf chciał, że pewnego kwietniowego ranka tą właśnie ulicą podążała na spotkanie ze słynnym Isinglassem Signorina. Za klaczą prowadzoną w ręku przez chłopca stajennego, podążał pieszo w pewnej odległości sam Ginistrelli, który zawsze towarzyszył Signorinie podczas tego typu wypraw.
W pewnej chwili naprzeciw klaczy wyszedł jeden z tych trzeciorzędnych ogierów z imieniem wyszytym na derce. "Chaleureux" (franc. gorący), głosił napis na derce i jak się wkrótce okazało, imię to było w pełni zasłużone, bowiem ogier, skoro tylko ujrzał klacz, stanął jak wryty, najwyraźniej trafiony miłością od pierwszego wejrzenia i nie było siły, która byłaby zdolna ruszyć go z miejsca. Podobnie i Signorina utkwiła w nim spojrzenie i zamarła w bezruchu. Ni prośbą ni groźbą nie udawało się rozdzielić koni, aż bezskuteczne usiłowania zaczęły przyciągać uwagę przechodniów.
I wtedy cavaliere Ginistrelli, będący zarazem dobrym psychologiem i biologiem, podjął błyskawiczną decyzję i stwierdził: cóż, zakochali się! I zezwolił na dokonanie się miłości dwojga koni.
W ten sposób słynny Isinglass zainkasował za darmo 300 gwinei oczekując na próżno na randkę z piękną Signoriną.
W jedenaście miesięcy potem przyszła na świat klaczka, której nadano imię Signorinetta. W środowisku hodowców okrzyknięto Ginistrellego wariatem, a Signorinettę uznano za niegodną jakiejkolwiek uwagi.
Jednak w wieku 3 lat Signorinetta stała się jedną z najsłynniejszych w historii klaczy wyścigowych, wygrywając zarówno Derby jak i Oaks, co w okresie od roku 1780 do 1942 udało się zaledwie czterem klaczom.
Wszystko to zdarzyło się naprawdę, a ja sam znałem osobiście wszystkich pięciu bohaterów tej historii: Ginistrellego, Isinglassa, Chaleureux, Signorinę i Signorinettę.

Oczywiście w tym momencie jakiś sceptyk mógłby się wtrącić i powiedzieć, że to wszystko mogłoby się zdarzyć nawet bez tego romantycznego epizodu, jeśliby na przykład kawaler Ginistrelli ze względów finansowych zaplanował stanówkę Chaleureux'em, która przecież kosztowała niewiele, zamiast nadzwyczaj kosztownej stanówki Isinglassem. Jednak nie miałby racji, ponieważ tego eksperymentu dokonano w roku 1906 i w 1907 urodziła się klaczka, pełna siostra Signorinetty, której nadano imię Star of Naples.
Była ona niezwykle urodziwa i gdy ją zobaczyłem, a miała wtedy 18 miesięcy, znacznie przewyższała urodą swoją siostrę.



W tym czasie Ginistrelli likwidował swą stadninę zamierzając powrócić do Włoch i Star of Naples została wystawiona na licytację. Zyskała duże uznanie i ostatecznie sprzedano ją aż za 5000 gwinei. Biegała następnie do piątego roku życia i nigdy nie udało się jej wygrać gonitwy.
Prawo Mendla tłumaczy dlaczego dwaj pełni bracia, czy też dwie pełne siostry mogą ogromnie różnić się między sobą także i pod względem klasy wyścigowej.
Lecz także i to nie wyklucza, iż brak tradycyjnej stanówki może mieć wpływ na przekazywanie energii nerwowej bądź też siły witalnej.
Fenomen Signorinetty mógł być w pewnym stopniu uwarunkowany przez przypadkowe spotkanie ogiera i klaczy. Strzała końskiego Amora była przyczyną wielkiego wzruszenia i pobudzenia, a dzięki temu owoc takiego związku już w momencie poczęcia był obdarzony wyjątkową energią i siłą.

Coś takiego nie może przytrafić się w przypadku sztucznej inseminacji, co zdają się potwierdzać zgodnie zarówno praktyka jak i statystyka, jako że sam akt zapłodnienia nie ma w sobie nic z zaspokojenia popędu, a więc nie zachodzi tu transmisja energii nerwowej.
Samce aligatorów podejmują walkę na śmierć i życie w celu zdobycia samicy, która w tym czasie spokojnie je obserwuje. To właśnie prawo natury, które mówi, że do dopełnienia rytuału rozmnażania niezbędne jest ogromne napięcie nerwowe. I dlatego naturalne unasienianie tak się ma do sztucznej inseminacji, jak „Mojżesz” Michała Anioła do swego gipsowego odlewu.
Aby móc trwać wciąż w tej samej formie, wszystkie molekuły marmuru, z którego został wyrzeźbiony Mojżesz, czują do dzisiaj wszystkie wibracje, które siła twórcza Michała Anioła przekazała im przy pomocy dłuta. Marmur wciąż jeszcze wibruje, jak w chwili, gdy Michał Anioł uderzał młotem kształtując kolano Mojżesza i kiedy zawołał do niego: Mów!
Zaś gipsowa kopia nie czuje bezpośredniej emanacji energii artysty. I to dzieło jest piękne, lecz nie jest to dzieło sztuki, ponieważ brakuje mu właśnie owego fluidu nerwowego. Jest niczym odbicie w lustrze.

W ten sposób, dzięki sztucznej inseminacji, przenosi się na potomstwo wszystkie cechy odziedziczalne według praw Mendla, lecz nie można tą drogą przekazać tej specjalnej siły witalnej, która sprawia, że na świat przychodzi istota przewyższająca klasą sobie podobnych, prawdziwe dzieło natury.
I na potwierdzenie tej tezy chciałbym przywołać wam trzy wnioski, do których doszedłem wnikliwie studiując księgi stadne koni pełnej krwi, zawierające ogółem ponad 12 000 000 dokładnie sprawdzonych przypadków.

1. Wybitne klacze wyścigowe o intensywnej karierze turfowej rzadko okazują się równie dobrymi matkami. Zużyły one bowiem zbyt wiele swego potencjału energii nerwowej, aby mogły przekazać potomstwu choćby niewielką porcję owej bioenergii, szczególnie w pierwszych latach swej kariery stadnej.

2. Ogiery, które biegały do wieku 6 lat i były poddawane ostremu treningowi, rzadko dają dobre potomstwo w pierwszych latach swej kariery hodowlanej. Dlaczego? Ponieważ podczas kariery wyścigowej utraciły zbyt wiele ze swego potencjału nerwowego i aby go odzyskać potrzebują wiele czasu i wypoczynku.

3. Wiele koni uznanych za wierzchowce o dużych uzdolnieniach długodystansowych pochodzi od klaczy, które albo nie biegały nigdy, albo zaledwie kilkakrotnie bądź też wyłącznie na krótkich dystansach.
Dlaczego? Dlatego, że takie właśnie klacze zaoszczędziły i co za idzie tym zakumulowały wiele ze swego potencjału bioenergetycznego.

Do jakich więc wniosków należy dojść analizując rolę owego „fluidu nerwowego” w przypadku sztucznej inseminacji, nie wymagającej od zwierzęcia niemal żadnego zainteresowania, a dokonywanej przez pierwszego lepszego najemnika?
Wszystkie stworzenia żyjące na naszej planecie stanowią jakby wielostopniową drabinę dążącą do nieosiągalnej doskonałości. Każdy stopień owej „drabiny” cechuje odmienny sposób rozmnażania się.
Na najniższym stopniu znajdują się jednokomórkowce rozmnażające się przez podział komórki.
Rośliny rozmnażają się za pomocą zarodników. Na najwyższym stopniu rozwoju roślin znajdujemy takie, u których „żeński” słupek jest zapładniany przez ziarenka „męskiego” pyłku przenoszonego przez wiatr lub owady. Na jeszcze wyższym stopniu rozwoju znajdują się zwierzęta.
Samica jeża morskiego wytwarza rocznie ponad 20 milionów jajeczek, które następnie są swobodnie unoszone przez wodę. Woda unosi również męskie komórki rozrodcze produkowane przez samczyka. I tak spośród tylu milionów zaledwie 4 lub 5 jajeczek zostanie zapłodnionych. Urodzi się więc zaledwie 4 lub 5 jeży. W tym wypadku sposób rozmnażania nie odbiega zbytnio od sposobu reprodukcji roślin.
Idąc dalej spotykamy łososie z Pacyfiku, które co roku wiosną opuszczają głębiny oceanu i zdążają do słodkich wód rzek Alaski. Tam samica wkopuje rów w dnie rzeki i w obecności samca składa ikrę, którą samiec natychmiast zapładnia.
Po raz pierwszy mamy więc do czynienia z bezpośrednim spotkaniem dwóch płci i ich niemal jednoczesnym udziałem w procesie zapłodnienia, a co za tym idzie z bezpośrednią emanacją bioenergii nerwowej.
W ten sposób zbliżamy się do najwyższej formy rozmnażania, a mianowicie aktu płciowego. Na tym stopniu rozwoju spotykamy najpierw ptaki a następnie ssaki. A im wyżej postępujemy po stopniach tej, jak ją nazwaliśmy „drabiny”, tym bardziej sposób rozmnażania staje się wyrafinowany i tym większego wymaga udziału energii systemu nerwowego.
Tak więc podczas aktu płciowego dochodzi nie tylko do połączenia żeńskiej i męskiej komórki rozrodczej, lecz także i do połączenia się dwóch sił elektromagnetycznych, które mogą sprawić, że przyjdzie na świat istota o wyjątkowej klasie.

Na szczycie owej drabiny stoi w dość dużym odstępie od innych stworzeń, człowiek.
Ludzki akt płciowy zawiera w sobie ogromne nagromadzenie bioenergii i energii kosmicznej, którą nasz mózg odbiera poprzez fale pochodzące z kosmosu, jednym słowem nagromadzenie tego wszystkiego, co zwykliśmy określać słowem miłość. Manifestacja tego uczucia często nie ogranicza się jedynie do czasu trwania samego stosunku, lecz często trwa przez całe życie.
Miłość skierowana ku rzeczom pięknym jest czynnikiem stymulującym powstawanie dzieł sztuki.
Umiłowanie prawdy zmusza do stałego jej poszukiwania, czyli do dokonywania odkryć i co za tym idzie, postępu, co daje człowiekowi prawo do panowania na Ziemi. Jeśliby ludzki sposób rozmnażania pozbawić miłości, ludzie niczym nie różniliby się od zwierząt.
Wiem dobrze, że niektóre cechy mieszańców, a więc i koni pełnej krwi, podlegają prawom Mendla i innym nowoodkrytym prawom bez względu na to, czy zwierzęta te zostały poczęte drogą sztucznej czy też naturalnej inseminacji. Wiem dobrze, że dwóch pełnych braci nie tylko może, ale wprost musi, różnić się między sobą, ponieważ możliwe kombinacje odziedziczalnych cech, są niezliczone, podobnie jak obrazki w kalejdoskopie.
Ale wiem także, że siła witalna, czyli to, co decyduje o klasie zwierzęcia, jest zdeterminowana przez coś, co najtrafniej chyba byłoby określić jako „wrodzony entuzjazm”.
Weźmy na przykład wstyd, który jest charakterystyczny jedynie dla istot wysoko zorganizowanych, a więc ludzi. Wstyd istoty młodej, pięknej i zdrowej jest czynnikiem mobilizującym zasoby bioenergii, która uwalniając się w momencie kulminacyjnym odbija stempel wyższości nad innymi istotami.
Biolog Pincus w roku 1940 ogłosił, że po wielu próbach udało mu się spowodować narodziny królika bez udziału samca. Eksperyment ten, jeśliby rzeczywiście miał miejsce, byłby zaprzeczeniem zasad sztucznego zapłodnienia. Znaczyłoby to bowiem, że także w przypadku zwierząt wyższych byłaby możliwa partogeneza.
Wskutek działań Pincusa żeńska komórka płciowa podobno rozpoczęła swój rozwój nie tylko bez bezpośredniego udziału samca, ale nawet bez udziału męskiej komórki rozrodczej wprowadzonej do organizmu samicy drogą sztucznej inseminacji.
A więc miałyby wystarczyć czynniki zewnętrzne jak na przykład zimno, aby spowodować rozpoczęcie procesu reprodukcji?
Osobnik, który się w ten sposób narodzi odziedziczy zatem tylko cechy matki. Czy będzie on zdolny do normalnego życia? Wzięty do hodowli okaże się bezpłodny czy też zdolny do wydania potomstwa? Jeśli okaże się płodny, to jakie będzie jego potomstwo?
Odpowiedź na te wszystkie pytania można uzyskać jedynie drogą eksperymentów.

Wszystkie te rozważania doprowadziły mnie do konkluzji:
1. Sztuczna inseminacja nie jest niczym innym jak tylko naśladowaniem sposobu rozmnażania się roślin.
2. W hierarchii rozwojowej rośliny zajmują o wiele niższy stopień niż zwierzęta.
3. Zmuszenie zwierząt, aby rozmnażały się w sposób typowy dla roślin stanowi czyn wbrew naturze i zmusza się je tym do cofnięcia się w rozwoju.
4. Jedyną mutacją zaobserwowaną do dziś jako konsekwencja sztucznej inseminacji, jest obniżenie potencjału nerwowego zwierzęcia.
5. Wszystko to zostało wykazane i dokładnie sprawdzone na przykładzie koni pełnej krwi.
Wszystkie wyżej przedstawione fakty wydają się nie posiadać pozornie specjalnego znaczenia, jako że jedynym stwierdzonym punktem sztucznej inseminacji jest pewne upośledzenie sfery nerwowej, która dla roślin nie ma istotnego znaczenia, jako że rośliny nie posiadają rozwiniętego w takim stopniu systemu nerwowego.
I w tym właśnie sedno sprawy!

Musimy się teraz zastanowić w jakim stopniu sztuczna inseminacja stanowi niebezpieczeństwo dla hodowli. I tak zadaję sobie pytanie:
Jakie są korzyści płynące z tej nowej techniki rozrodu?
Korzyści ekonomiczne są wyraźne. Weźmy na przykład wybitnego buhaja cennej rasy, który jest zdolny pokryć średnio sto krów rocznie, w cenie 200 lirów za stanówkę. W ten sposób wzbogaca on swego właściciela o 20 tysięcy lirów rocznie.
Jeśli zastosujemy technikę sztucznej inseminacji, ten sam byk może dodatkowo zapłodnić jeszcze 500 krów w cenie 100 lirów za stanówkę. Zwiększa się przy tym zysk właściciela buhaja, zmniejsza wydatek właściciela krowy, a w kraju rośnie pogłowie krów. Jest to więc doskonały interes, jednak tylko pod warunkiem, że poczęte w ten sposób sztuki nie będą używane jako zwierzęta hodowlane.
Trudno bowiem przewidzieć jakie mogą być skutki wprowadzenia takich krów do stada i ich ewentualnego krzyżowania. Mogłoby się przydarzyć, że w ten sposób rozpowszechniona zostałaby jakaś niepożądana cecha, która w krótkim czasie mogłaby spowodować degenerację całej rasy, jako że hodowcy do tej chwili nie dysponują jeszcze skutecznymi środkami zaradczymi w takich sytuacjach. Bardzo trudno byłoby też zidentyfikować nosicieli niepożądanych cech a w celu uzdrowienia rasy należałoby usunąć z hodowli wiele zwierząt.

W celu ochrony istniejących ras przed tego typu komplikacjami, placówki uniwersyteckie powinny zaproponować, a odpowiednie ministerstwa wydać polecenia, aby wszystkie zwierzęta urodzone dzięki sztucznej inseminacji a także ich potomkowie powinni być specjalnie oznakowani, w celu łatwiejszej identyfikacji w razie potrzeby.

Studiować. Eksperymentować. Odkrywać. Oto zakres naszych obowiązków wobec wszystkich kluczowych problemów, z jakimi styka się człowiek. A bez wątpienia do takich właśnie problemów musimy zaliczyć także sztuczną inseminację.

Federico Tesio
"Kłopoty z płcią"
tłum. Małgorzata Caprari
 
Copyright 2016. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego