media 9 lipca 2013 - Stadnina Pegaz

OK
Przejdź do treści

Menu główne:

Passa   9 lipca 2013 r.

Stary mistrz i jego wspaniały Patronus
Tadeusz Porębski

Tłumy widzów jak za najlepszych lat, słoneczna pogoda, emocjonujące gonitwy, rekordy toru i niespodziewane rozstrzygnięcia, tak w telegraficznym skrócie można skomentować tegoroczną Galę Derby, która odbyła się w minioną niedzielę na służewieckim hipodromie.
Była to 69. już edycja najważniejszego wyścigu dla trzyletnich koni pełnej krwi angielskiej rozegrana na polskich torach. Do 1938 r. wyścigi konne odbywały się na Polu Mokotowskim. Ktoś spostrzegawczy nie musiał w tym roku studiować programu gonitw, aby trafić derbowy porządek, wystarczyło trochę wyobraźni. Skoro rozgrywano Derby po raz 69. wystarczyło po prostu zagrać za 3 złote kombinację koni 6/9, aby bez wielkiego wysiłku umysłowego zainkasować w kasie 80,10 zł. To jedna z ciekawostek tegorocznych zmagań o Błękitną Wstęgę. Do pierwszej niedzieli lipca 2014 r. powiewać ona będzie nad stajnią Andrzeja Walickiego, nestora służewieckich   trenerów koni wyścigowych, człowieka z klasą, jednej z najwybitniejszych osobistości w historii polskich wyścigów konnych.   Były to już 11. Derby wygrane przez tego zasłużonego trenera. Nikt z jego koleżanek i kolegów po fachu nawet nie zbliżył się do tego wyśrubowanego rekordu. Ogiera Patronusa zaliczano do drugiej grupy faworytów gonitwy. Wszystkie oczy zwrócone były na Pillara, który w rekordowym czasie wygrał nagrodę Iwna, ostatnią próbę sił przed Derbami. W poprzednim wydaniu Passy pisaliśmy m.in.: „Patronus… naszym zdaniem był „ciemniony”, ponieważ podążał do Derbów dziwną drogą, omijając ważną nagrodę Iwna, w której zwyczajowo startują wszyscy liczący się pretendenci do Błękitnej Wstęgi. Co prawda, trener Walicki w przedsezonowej wypowiedzi stwierdził, że Patronusowi brakuje klasy, ale mogła to być zasłona dymna. Trenerzy koni wyścigowych, szczególnie ci starej daty, są bardzo przesądni”. Nasze podejrzenia potwierdziły się – Patronus „skentrował” wyścig wygrywając lekko najważniejszą gonitwę sezonu i rozwiewając w ten sposób wszelkie wątpliwości co do jego klasy. Za nim kończyła jego stajenna koleżanka Kundalini, faworyzowany Pillar i mocno obity na finiszu batem przez jeźdźca amerykański ogier Tymon. Wskazywany przez nas jako „czarny koń” gonitwy Suo galopował przez większość dystansu na froncie wyścigu, ale po wyjściu na prostą zgasł. Daje jednak o sobie znać kiepski ojciec ogiera. Andrzej Walicki był w niedzielę najszczęśliwszym człowiekiem   na Służewcu, to nie ulegało wątpliwości. Wątpliwości nie mogło być również co do tego, kto w tym dniu jest człowiekiem najnieszczęśliwszym. Andrzej Zieliński, hodowca koni wyścigowych i wielki pasjonat tej dyscypliny sportu, musiał przełknąć wyjątkowo gorzką pigułkę. Ten pochłonięty wyścigową pasją hodowca od lat marzył o wygraniu Derbów. Był już bardzo blisko, kiedy jego klacz Princess of Leone zajęła w wyścigu o Błękitną Wstęgę drugie miejsce, brakowało jednak ciągle tego niezbędnego w Derbach łuta szczęścia. W 2010 r. w stadninie Andrzeja Zielińskiego przyszły na świat dwa ogierki – Pillar i Patronus, oba po tym samym ojcu. Pillar jako dwulatek spisywał się na torze lepiej od swojego półbrata, ale Patronus także pokazał talent do galopowania. Nie wiadomo co było powodem, że Andrzej Zieliński zdecydował się sprzedać jednego z braci biznesmenowi zza wschodniej granicy. Padło na Patronusa i był to największy błąd w karierze tego zasłużonego hodowcy. A ponieważ za błędy zawsze płaci się słono, Andrzej Zieliński mógł w słoneczne niedzielne popołudnie tylko przyglądać się jak nowy właściciel jego wychowanka zbiera na padoku zasłużone laury. Taki już los hodowcy wyścigowych koni. Od 2008 r. każde kolejne Derby notują coraz wyższą frekwencję i mają coraz lepszą oprawę. W niedzielę najważniejszą gonitwę sezonu obserwowało ponad 8,5 tysiąca widzów. Mamy nadzieję, że za rok otwarta zostanie wreszcie trybuna środkowa, której dach, widownia, kasy oraz sanitariaty mają zostać poddane remontowi i publiczność będzie mogła kibicować swoim faworytom w znacznie lepszych warunkach niż dotychczas. W podsumowaniu Gali Derby nie można pominąć udziału w niej jeźdźców z Czech - Tomasa Lukaska, Milana Zatloukala, Martina Srneca oraz Jana Havlika, którzy zdominowali swoich kolegów po fachu produkujących się na Służewcu. Czesi wygrali cztery na dziewięć rozegranych w niedzielę wyścigów i dwa razy mijali celownik na drugich miejscach. W dwóch gonitwach zanotowali dublety. To wyższa szkoła jazdy na koniach wyścigowych, niedostępna dla większości służewieckich wyrobników. Z czeskimi internacjonałami może się jedynie równać Piotr Piątkowski, bez wątpienia dżokej obdarzony inteligencją, prezentujący doskonały zmysł taktyczny, który wyrobił sobie jeżdżąc przez kilka sezonów w Niemczech. Czeską dominację w tym dniu potwierdziła w ostatniej gonitwie (2000 m) amazonka Marta Hudacekova, która na ogierze Scaloni, niosącym najwyższą wagę w polu, oszukała tempem dziewięcioro służewieckich zuchów i uciekła im na końcowej prostej, odnosząc spektakularne zwycięstwo. Do kwestii związanych z postawą służewieckich jeźdźców wrócimy w jednym z kolejnych wydań tygodnika Passa

 
Copyright 2016. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego